Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz3.pdf/233

Ta strona została uwierzytelniona.





VIII.
Nawet inwalidzi mogą być szczęśliwi.

Tylko co wymówiliśmy wyraz niewinność; niechcąc nic ukrywać, uważamy sobie za obowiązek dodać, że jednak, razu pewnego, wśród zachwytu i uniesień Marjusza, jego Urszula wyrządziła mu krzywdę bardzo wielką.
Było to jednego z tych dni, kiedy namówiła pana Białego do wstania z ławki, i przejścia się nieco po alei. Wiał wtedy żywy wietrzyk wiosenny, poruszający szczyty jaworów. Ojciec i córka, trzymając się pod ręce, tylko co przeszli przed ławką Marjusza, Ten wstał i ścigał ich wzrokiem, jak przystało stanowi duszy rozszalałej. Znagła, powiew wiatru bardziej rozigrany od innych, i prawdopodobnie mający posłannictwo spraw miłosnych, zerwał się z gęstwiny, wypadł w ulicę, owinął dziewczynę rozkosznym wirem, godnym nimf Wirgiliusza i faunów Teokryta i uniósł jej sukienkę, tę sukienkę nierównie świętszą od zasłony Izydy, prawie do wysokości podwiązki. Ukazała się nóżka wytwornych kształtów. Marjusz zobaczył ją. To go przyprowadziło do rozpaczy i szaleństwa.
Młoda dziewczyna co tchu zapuściła sukienkę ruchem obrażonej bogini. Nie przeto jednak zmniejszyło się oburzenie Marjusza. Wprawdzie sam jeden znajdował się wtedy w alei, ale mógł tam być łatwo i kto