Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz3.pdf/257

Ta strona została uwierzytelniona.

szał jak prowadziła z sobą przy tej robocie ten pamiętny monolog: „Cóż jest teraz taniego na świecie? wszystko podrożało. Jedna tylko praca ludzka tania; praca ludzka liczy się dziś za nic, za nic zupełnie!“
Marjusz szedł zwolna bulwarem ku rogatce, kierując się ku ulicy Świętego Jakóba. Szedł zamyślony, ze zwieszoną głową.
Znagła uczuł się potrąconym w zmroku; odwróciwszy się, ujrzał dwie dziewczyny w łachmanach: jednę wysoką i szczupłą, drugą nieco niższą, które szły szybko, zadyszane, wystraszone i jakby uciekające; szły ku niemu, nie spostrzegł go i potrąciły mijając. Marjusz mógł rozróżnić w ciemności ich wybladłe twarze, ich głowy roztargane, włosy w nieładzie, brudne ich czepki, spódnice w strzępach i bose nogi. Biegnąc, rozmawiały z sobą. Wyższa mówiła głosem bardzo cichym:
— Djabli nadali tych ichmościów: tylko co mnie nie zawlekli do ciupy:
Druga odpowiadała:
— Ja ich zaraz zwąchałam, zmiatałamże dopiero, zmiatałam, zmiatałam!
Marjusz domyślił się po przez ciemnotę tego złowrogiego szwargotu, że zapewne żandarmi albo policja miejska polowali na te dwie dziewczyny, i że się im one wymknęły.
Uszedłszy nieco, wpadły pomiędzy drzewa bulwaru po za nim będące i tam migotały czas jakiś w ciemności, jakby coś niewyraźnie białego, co wkrótce znikło.
Marjusz zatrzymał się w miejscu przez chwilę. Już się zabierał znowu iść w dalszą drogę, kiedy spostrzegł na ziemi u nóg swoich małą paczkę szarawą. Schylił się i podniósł ją. Była to jakby koperta, która zdawała się zawierać w sobie papiery.
— A! to zapewne te obdarte dziewczęta upuściły paczkę — rzekł do siebie.
Wrócił się nazad, wołał, ale już ich nie było; po-