Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz3.pdf/258

Ta strona została uwierzytelniona.

myślał sobie, że odeszły już daleko, schował paczkę do kieszeni i poszedł na obiad.
Po drodze ujrzał w jakiejś sieni przy ulicy Mouffetard, trumnę dziecięcia, narzuconą czarnym całunem, która stała na trzech stołkach, a przy niej paliła się świeca. Przyszły mu na myśl dwie dziewczyny, które mu się zjawiły w cieniach zmroku.
— Biedneż wy jesteście, wy matki — pomyślał. — Jest rzecz nierównie smutniejsza od widoku śmierci swoich dzieci, jest to widok ich złego życia.
Następnie cienie te, urozmaicające jego smutek, wyszły mu z myśli, i wpadł znowu w swoje zwykłe zaprzątnienia. Począł znowu rozmyślać o tem półroczu miłości i szczęścia, pod gołem niebem, wobec światła słonecznego i zieloności drzew ogrodu.
— Jakże mi dziwnie pociemniało życie, mówił sobie. — Dziewczęta ukazują mi się w marzeniach moich jak i wprzódy. Tylko że wprzódy były aniołami, teraz są to tylko upiory.