Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz3.pdf/310

Ta strona została uwierzytelniona.

To? ona! — zawołała kobieta.
— Tak, tak — odpowiedział mąż.
Żadne na świecie wyrażenie nie było w stanie oddać wszystkiego co się mieściło w tem zapytaniu: To? i w tym wykrzykniku: Ona! kobiety. Było to zdziwienie, wściekłość, nienawiść, złość, zmieszane i skojarzone razem w jednę potworną, intonację. Widocznie, dosyć było słów kilku, jakiegoś imienia zapewne, które jej mąż szepnął w ucho, aby ta ogromna, zaspana kobieta obudziła się tak nagle, i z odrażającej stała się straszliwą.
— To niepodobieństwo! — wykrzyknęła. Kiedy ja sobie pomyślę, że moje córki chodzą boso i nie mają sukni na grzbiecie, a ta w futrze pokrytem atłasem, w aksamitnym kapeluszu, w bucikach; wszystko jak się należy. Toż to tam najmniej z jakie dwieście franków ona ma na sobie! Że możnaby myśleć, że to jaka wielka dama! Chyba się tobie przywidziało. Ale potem, tam ta była szkaradna, a ta tu wcale nie brzydka; doprawdy wcale niczego. To ani podobieństwo, żeby to była ona.
— No, ja ci powiadam że to ona, przekonasz się.
Na to twierdzenie tak stanowcze, baba podniosła swoją szeroką twarz czerwoną i rudawą, i spojrzała w sufit z jakimś potwornym wyrazem. W chwili tej wydała się Marjuszowi straszliwszą jeszcze od męża. Była to maciora, ze spojrzeniem tygrysicy.
— Co u djabla! — zawołała; — ta przeklęta śliczna panna, co to spoglądała na moje córki z taką litującą się miną; miałaby być tą łajdaczką? O jabym jej flaki z brzucha wypruła obcasem od chodaka!
Zeskoczyła z łóżka, i postała chwilę z rozczochranemi włosami, z rozdętemi nozdrzami, z roztwartą gębą, z pięściami zaciśnionemi i przygotowanemi do zamachu. Potem z nagła padła znowu na swój barłóg. Człowiek tymczasem chodził tam i owdzie, nie zwracając banajmniej uwagi na swoją samicę.