Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz3.pdf/313

Ta strona została uwierzytelniona.

— Wiesz ty, że to jest ogromne szczęście, że on mnie nie poznał. Gdyby mnie był poznał, z pewnością nie byłby przyszedł drugi raz i byłby się nam wymknął; ale to moja broda mnie uratowała, moja bródka romantyczna, moja piękna bródka romantyczna.
I począł się śmiać znowu.
Poszedł ku oknu. Śnieg padał ciągle, centkując szarą barwę nieba.
— Co za psi czas — rzekł. Potem zapinając na sobie surdut:
— Futerał nieco za przestronny. Ale to nic, dodał, zawsze djable dobrze zrobił że mi go zostawił, stary cymbał. Inaczej, aniby myśleć wyjść na miasto, i wszystko byłoby w łeb wzięło. Jak to jednak czasem rzeczy wiszą na włosku jednym.
I nacisnąwszy sobie czapkę na oczy, wyszedł.
Zaledwie miał czas zrobić kilka kroków za progiem, kiedy drzwi znów się otworzyły i ukazał się w nich raz jeszcze jego profil dziki i przebiegły.
— Ach! zapomniałem — rzekł — trzeba będzie dostać zkąd fajerki.
Mówiąc to, rzucił w fartuch swojej żonie tę samą pięciofrankówkę, którą mu był zostawił filantrop.
— Fajerkę? — zapytała kobieta.
— Tak.
— A ileż trzeba będzie węgli?
— Ze dwie miary.
— To wyniesie półtora franka, za resztę trzeba będzie kupić co na obiad.
— Nie można.
— Dlaczego?
— Ani się waż wydawać wszystkich pieniędzy.
— Dlaczego?
— Bo ja także będę potrzebował coś kupić.
— Cóż takiego?
— Coś.
— A ileż ci na to będzie potrzeba?
— Jest tu gdzie blisko sklep żelazny?