Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz3.pdf/331

Ta strona została uwierzytelniona.

i rozmaite dodatki; będziemy jedli jak królowie. Wszystko idzie jak z płatka.
Potem dodał, zniżając głos:
— Pułapka już otwarta. A i koty także już na czatach.
Jeszcze zniżył głos i rzekł:
— Włóż to w ogień.
W tej chwili Marjusz usłyszał przerzucanie węgli poruszanych obcęgami, czy też jakiemś innem narzędziem, i Jondrette mówił dalej:
— Czy nasmarowałaś łojem zawiasy od drzwi, żeby nie skrzypiały?
— Nasmarowałam — odpowiedziała kobieta.
— Która godzina?
— Niedługo będzie szósta. Tylko co biło pół u Świętego Medarda.
— Ach! do djabła — rzekł Jondrette — trzeba będzie zaraz wyprawić dziewczęta na czaty. Chodźcieno tu — dodał, zwracając się do córek.
Przez chwilę coś szeptano.
Jondrette znowu odezwał się głośno:
— Stara Burgon czy jest na mieście?
— Na mieście — odpowiedziano.
— Czy pewno niema sąsiada w domu?
— Nie było go przez cały dzień, a wiesz dobrze, że to teraz godzina jego obiadu.
— Czy tylko pewno go niema?
— Jak najpewniej.
— Jednak nic nie będzie szkodziło — mówił Jondrette — pójść sprawdzić tę rzecz w jego mieszkaniu. Dziewczyno, weźno świecę i pójdź tam.
Marjusz szybko się zsunął z komody i na czworakach, cichutko, popełzał pod łżko.
Tylko co się tam był umieścił, spostrzegł światło po przez szpary swoich drzwi:
— Tatulu — zawołał głos — niema go, wyszedł.
Poznał głos starszej córki.
— Czyś tam weszła? — spytał ojciec.