Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz3.pdf/336

Ta strona została uwierzytelniona.

Jondrette zapalił sobie fajkę, usiadł na przedziurawionem krześle, i zaczął kopcić. Żona szeptała mu coś ciągle do ucha.
Gdyby Marjusz był Courferyac’em, to jest jednym z tych ludzi, co radzi, śmieją się we wszystkich wypadkach życia, byłby się w głos roześmiał, spojrzawszy na żonę Jondretta. Miała na głowie kapelusz czarny z piórami, który dość dokładnie przypominał kapelusze heroldów z koronacyi Karola X-go; ogromny szal tartanowy, zarzucony na trykotową spódnicę, i chodaki męzkie, któremi jej córka pogardziła rano. To właśnie ubranie wywołało wykrzyknik Jondretta:
— „A! to dobrze, widzę żeś się ubrała. Trzeba żebyś mogła obudzać zaufanie.“
Co do Jondretta, ten wcale nie porzucił był nowego surduta, zbyt na niego przestronnego, który mu był dał pan Biały; i ubiór jego, jak i wprzódy, przedstawiał rażącą dysharmonię surduta ze spodniami, która, jak sobie przypominamy, stanowiła w oczach Courfeyrac’a ideał poety.
Znagła Jondrette odezwał się głośno:
— Ale, ale, dobrze że o tem pomyślałem: na taką porę przyjedzie pewnie dorożką.
Więc zapal latarnię, weź ją i zejdź. Postoisz za drzwiami od ulicy, i jak tylko usłyszysz, że dorożka zajechała, zaraz otworzysz drzwi, on wysiądzie, poświecisz mu na schodach i na korytarzu, i podczas kiedy tu wejdzie, zbiegniesz prędko, zapłacisz dorożkarza, i odprawisz go do djabła.
— A zkąd pieniądze? — spytała baba.
Jondrette sięgnął do kieszeni i dał jej pięciofrankówkę.
— A ty zkąd to masz? — zawołała.
Jondrette odpowiedział z godnością:
— To ten sam okrąglaczek, który szanowny sąsiad zaofiarował dzisiejszego rana.
I dodał:
— Ale wiesz co, trzebaby tu dwóch krzeseł.