Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz3.pdf/343

Ta strona została uwierzytelniona.






XIX.
Że należy mieć baczność na ciemne głębie.

Siadłszy na krześle, pan Biały skierował wzrok ku tapczanom, które były próżne.
— Jakże się ma nasza skaleczona? — zapytał.
— Źle — odpowiedział Jondrette, z uśmiechem czułym i przepełnionym wdzięcznością. Bardzo źle, przezacny panie. Starsza jej siostra zaprowadziła ją do szpitala na Błocie, żeby ją tam opatrzono. Zobaczy je pan obie, bo zaraz wrócą.
— Ale pani Fabantou zdaje mi się zdrowsza trochę? — rzekł pan Biały, rzucając wzrokiem na pocieszne przystrojenie Jondretty, która stojąc pomiędzy nim i drzwiami, jakby już zawczasu strzegła wyjścia, przyglądała mu się w postawie pełnej groźby i prawie się nastawiając do walki.
— Gdzie tam! umierająca! — rzekł Jondrette. Ale co pan chce; ona ma tyle męztwa, tyle władzy nad sobą! To nie kobieta, to raczej wół.
Baba wzruszona pochwałą, zawołała z mizdrzeniem się udobruchanej poczwary:
— Zawsześ taki dobry dla mnie, mości Jondrette.
— Jondrette? — rzekł pan Biały — zdawało mi się, że się pan nazywa Fabantou?
Fabantou zwany także Jondrette — podchwycił żywo mąż. Przezwisko sceniczne.