Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz3.pdf/344

Ta strona została uwierzytelniona.

I zmarszczywszy się na żonę, czego pan Biały nie widział bynajmniej, mówił dalej z natężeniem głosu przesadnem i pieszczotliwem:
— A! my bo byliśmy zawsze prawdziwym wzorem małżonków, ta biedna kotka i ja! Cóżby nam zostało, gdybyśmy nie mieli choć tego! Jesteśmy tak nieszczęśliwi, czcigodny panie! Cóż z tego, że się ma ręce do pracy, kiedy nie ma pracy dla rąk! ma człowiek serce w piersi, ale nie ma roboty! Nie wiem prawdziwie jak to tam rząd układa to wszystko, ale słowo honoru, łaskawy panie, nie jestem wcale jakobinem, ani żadnym zagorzalcem, nie życzę mu nic złego: ale gdybym był ministrem, daję panu najświętsze moje słowo, żeby to wszystko szło inaczej. Patrz pan na ten przykład, chciałbym moje córki kazać uczyć robienia pudełek. Powiesz mi pan na to: „co znowu, rzemiosło?“ Tak, tak, rzemiosło, liche rzemiosło, mizerny sposób do życia! Co za upadek! szlachetny dobroczyńco. Co za poniżenie, kiedy kto był tem, czem myśmy byli! Niestety! nie pozostało nam już nic z czasów naszego dobrego bytu, nic już jak tylko ten jeden przedmiot; obraz do którego przywiązuję wiele ceny, ale który jednak byłbym skłonny zbyć za pieniądze, bo trzeba żyć przecie — nic nie pomoże — żyć trzeba!
Podczas kiedy Jondrette wypowiadał to wszystko z pewnym rodzajem pozornego nieładu, który w niczem nie zmieniał wyrazu zmyślonego i chytrego jego twarzy, Marjusz podniósł wzrok, i ujrzał w głębi izby kogoś, którego dotąd nie spostrzegał. Istotnie wszedł był jakiś człowiek, i to tak cichaczem, że nawet nie słychać było skrzypnięcia drzwi ani klamki. Miał on na sobie kamizelkę z fioletowego trykotu, starą, zużytą, poplamioną, poprzecieraną, ziewającą szparami na wszystkich składach, szerokie spodnie manszestrowe, grube skarpetki na nogach, był zresztą bez koszuli, z gołą szyją, z gołemi i ponakłuwanemi rękami, z twarzą pomazaną czemś czarnem. Usiadł sobie