Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz3.pdf/361

Ta strona została uwierzytelniona.

do walki, człowiek zręczny wyszedł na jaw i wziął górę.
— Ani się ważcie robić mu co złego — powtórzył — ani się domyślając, że podobnie jak temi słowami powstrzymał swoich wspólników, zatrzymał także krucicę gotową dać ognia. Istotnie, odezwanie się to, w okamgnieniu zmieniło także zamiary Marjusza, dla którego tym sposobem znikła konieczność działania natychmiast, i który wobec tej nowej zmiany nie znalazł niewłaściwem wstrzymać się jeszcze. Kto wie, czy nie zajdzie jeszcze coś takiego, co go uwolni od okropnej konieczności pozostawienia zgubie ojca Urszuli, albo zgubienia zbawcy pułkownika?
Wszczęła się olbrzymia walka. Jednem uderzeniem pięści w sam środek piersi, pan Biały zwalił z nóg starego złoczyńcę na podłogę, potem dwoma uderzeniami ręki na odlew położył dwóch innych wspólników i na każdym postawił kolano; nędznicy rzężeli pod tym ciężarem, jakby pod brzemieniem młyńskiego kamienia, ale czterej inni porwali straszliwego starca za obie ręce i za kark, i trzymali go przygiętego po nad dwoma powalonemi węglarzami. W ten sposób, będąc panem jednych, ale poskromiony przez drugich, gniotąc tych, których miał pod sobą, a sam zdławiony przez tych, którzy byli nad nim, daremnie się szamocąc z przemocą, która się nad nim nagromadzała, pan Biały przepadał pod straszliwym nawałem złoczyńców, jak dzik pośród skowyczącej kupy kundlów i ogarów.
Zdołali wreszcie powalić go na tapczan najbliższy okna i tam go opanować.
Przez cały ten czas Thenardierowa ani na chwilę nie była puściła jego włosów.
— Idź sobie — rzekł do niej Thenardier — nie twoja to rzecz. Podrzesz sobie jeszcze chustkę przy tej robocie.
Thenardierowa usłuchała, ale jak wilczyca, któraby usłuchała wilka, z mrukiem.