Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz3.pdf/366

Ta strona została uwierzytelniona.

nia, korzystają z tego, żeby się stać śmiesznemi. Oto wiesz pan co, ustąpię coś z mojej strony, i zrobię także ofiarę. Krótko mówiąc, potrzeba mi tylko dwóch kroć stu tysięcy franków.
Pan Biały nie wyrzekł ani słowa. Thenardier mówił dalej:
— Widzisz pan dobrze, że ja nie jestem trudny do interesu. Nie znam ja tam twojego stanu majątkowego, ale wiem, że nie wiele zważasz na wydatek; a człowiek dobroczynny jak ty, może bezpiecznie dać dwakroć sto tysięcy franków podupadłemu ojcu rodziny, który jest w potrzebie. Bez wątpienia, masz pan także swój rozum; otóż, nie myślisz zapewne, że zadałem sobie tyle trudu w dniu dzisiejszym, i na to tylko urządziłem cały ten interesik, (który, zdaniem tych oto panów, jest robotą wcale dobrze obmyślaną), aby cię poprosić w końcu o co łaska na piwo i na serdelek w sklepiku z przeciwka. Toż to przecie warte dwakroć sto tysięcy franków. Raz pozbywszy się tej fraszki z kieszeni, możesz być pewnym, i za to ci ręczę mojem słowem, że rzecz będzie załatwiona, i że już ci ani marny włosek z głowy nie spadnie. Powiesz mi na to: „ależ nie mam dwakroć stu tysięcy franków przy sobie.“ Och! ja wchodzę we wszystko, ja też nie wymagam tego natychmiast. Będę tylko pana prosił tymczasem o jedną rzecz. Oto chciej mi zrobić tę łaskę i napisać co ci podyktuję.
Tu przerwał sobie, a potem dodał, kładąc nacisk na wyrazy, i spoglądając z uśmiechem w stronę fajerki:
— Uprzedzam tylko pana, iż nie dam sobie wmówić, że nie umiesz pisać, naprzykład.
Uśmiechu jego byłby pozazdrościł sam wielki inkwizytor.
Thenardier popchnął stół tak, żeby się znalazł tuż przy panu Białym, i wyjął kałamarz, pióro i arkusz papieru z szuflady, którą zostawił otwartą.