Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz3.pdf/57

Ta strona została uwierzytelniona.

źnicą piętnastoletnią; pan Virginal, markiz d’Alluye, brat kardynała de Sourdis, arcybiskupa w Bordeaux, w ośmdziesiątym trzecim roku miał z pokojówką pani prezydentowej Jacquin syna, prawdziwego syna miłości, który został później kawalerem maltańskim i radcą stanu; jeden z wielkich mężów tego stulecia, opat Tabarand, urodził się z ośmdziesięcioletniego człowieka. A Biblja? Przytem wszystkiem, oświadczam, że ten młody człowieczek pochodzi nie odemnie. Trzeba nim się zająć. To nie „jego wina“. Postępek był dobroduszny. Ta, co się nazywała Magnon, zrobiła mu nowy podarek w rok później. Był to znowu chłopiec. Na ten raz p. Gillenormand kapitulował. Oddał matce obu bębnów, obowiązując się płacić na ich utrzymanie ośmdziesiąt franków miesięcznie, pod warunkiem, że owa matka nie powtórzy tego więcej. Dodał przytem: „Chcę, ażeby matka obchodziła się z nimi dobrze. Będę czasem przychodził, by ich widzieć“. I robił to. Miał brata księdza, który był przez trzydzieści trzy lata rektorem akademii w Poitiers i umarł, mając lat siedmdziesiąt dziewięć. Straciłem go młodym — powiadał. Ten brat, o którym zostało mało wspomnień, był to cichy skąpiec, który, będąc księdzem, uważał za swój obowiązek dawać jałmużnę ubogim, których spotykał, lecz zawsze dawał tylko monetę wyszłą z obiegu; znalazł więc sposób, jak zdążać piekła drogą do raju. Co do p. Gillenormand starszego, ten nie kupczył jałmużną i dawał chętnie i szlachetnie. Był uprzejmy, porywczy, miłosierny, i gdyby był bogaty, okazywałby skłonność do wspaniałomyślności. Chciał, ażeby wszystko, co go dotyczyło, dokonywało się wspaniale, nawet oszustwo. Razu pewnego został w sprawie sukcesji pokrzywdzony przez adwokata w sposób gruby i widoczny: wykrzyknął wówczas uroczyście: „Fe! Jakże to niezgrabnie zrobiono! Prawdziwie wstydzę się takiego sposobu obdzierania. Wszystko wyrodziło się w tym wieku, nawet łotry. Do djabła! To nie w ten sposób trzeba