Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz3.pdf/84

Ta strona została uwierzytelniona.

z ironją; poczciwi starzy puhacze, margrabiowie na każdym kroku, widma i upiory „dawniejsi ludzie“, dziwiący się wszystkiemu, dzielni i szlachetni szlachcice, rozpromienieni, że byli we Francji i płaczący także, z zachwytu, że zobaczyli ojczyznę, i z rozpaczy, że nie znaleźli już monarchji; szlachta krzyżowych wojen, plwająca na szlachtę cesarstwa, to jest na szlachtę miecza; plemiona historyczne, które straciły zmysł historyczny; synowie towarzyszów Karola Wielkiego, pogardzający towarzyszami Napoleona. Miecze — jak to już powiedzieliśmy — znieważały siebie wzajemnie; miecz z pod Fontenoy był śmieszny i był tylko zardzewiałem żelaztwem; miecz z pod Marengo był znienawidzony i był tylko pałaszem. Niegdyś nie uznawało Wczoraj. Stracono poczucie te go, co było wielkie, i tego, co było śmieszne. Znalazł się ktoś, co nazwał Bonapartego Scapin’em. Świat ten już nie istnieje. Powtórzmy — nic nie pozostało dzisiaj z tego. Jeżeli przywołamy na pamięć którąkolwiek z tych postaci i w myśli postaramy się ją ożywić wydaje się nam dziwaczną, jakby ze świata przedpotopowego. Istotnie bowiem potop ją pochłonął. Zniknęła pod dwiema rewolucjami. Jakież to fale te ideje! Jak prędko zalewają wszystko, co mają zniszczyć i pogrzebać, i jak szybko otwierają straszne przepaści!
Taka to była fizjonomja salonów z tych czasów odległych naiwnych, w których pan Martainville miał więcej dowcipu, aniżeli Wolter.
Salony te miały własną literaturę i własną politykę. Wierzono tam w Fiévée. Pau Agier był tam prawodawcą. Komentowano pana Colnet publicystę antykwarskiego z wybrzeża Malaquais. Napoleon był tam w zupełności ludożercą z Korsyki. Późniejsze wprowadzenie do historji pana margrabiego Bonapartego, głównego dowódzcy wojsk królewskich, było ustępstwem dla ducha wieku.