Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz4.pdf/103

Ta strona została uwierzytelniona.





I.
Samotność i koszary.

Boleść Cozetty, jakkolwiek była dojmującą i żywą przed czterema lub pięcioma miesiącami, zwolna, mimo jej wiedzy zaczynała się uspokajać. Przyroda, wiosna, młodość, przywiązanie do ojca, wesołość ptaków i kwiatów sączyły powoli, codziennie, kroplami coś jakby zapomnienie w tę duszę dziewiczą i młodą. Czy ogień zagasł w niej zupełnie? czy tylko tworzyły się pokłady popiołów? To pewno, że już prawie nie czuła dotkliwych boleści.
Jednego dnia nagle pomyślała o Marjuszu:
— Ah! — rzekła — jużem o nim zapomniała.
Tegoż tygodnia, przechodząc przed kratą ogrodu, zauważyła pięknego oficera od ułanów, wysmukłej kibici, w ślicznym mundurze, rumianego jak panienka, z szablą pod pachą, upomadowanemi wąsami, w lakierowanej czapce. Zresztą jasne włosy, oczy ciemno niebieskie, twarz okrągła, próżna, zuchwała i ładna; zupełny kontrast z Marjuszem. W ustach cygaro. Cozetta pomyślała, że oficer ten zapewne nalegał do pułku, który stał w koszarach przy ulicy Babilońskiej.
Nazajutrz widziała znowu, jak przechodził. Zauważyła godzinę. Od tej chwili, byłże to przypadek? widywała go prawie codziennie.