Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz4.pdf/112

Ta strona została uwierzytelniona.

nawet jej powiedzieć: — Idźcieno, obaczcie ten kamień na ławce! Bojąc się otworzyć drzwi ogrodu i wpuścić do domu „ludzi“, kazała starannie pozamykać wszystkie drzwi i okna i obejrzeć cały dom od piwnicy do poddasza, zamknęła się na klucz w pokoju, spojrzała pod łóżko, położyła się i źle spała. Całą noc widziała duży kamień, niby górę, pełną pieczar.
O wschodzie słońca (wschodzące słońce ma to do siebie, że śmiejemy się ze strachów nocnych tem serdeczniej, im większego doznaliśmy strachu) Cozetta, obudziwszy się, pomyślała o wczorajszym strachu, jak o śnie dręczącym i rzekła do siebie: — Co mi się uroiło? Zupełnie jak to stąpanie, które mi się zdawało, że słyszałam zeszłego tygodnia, nocą w ogrodzie! jak ów cień od komina! Czy tchórzem zostałam? Słońce, przedzierające się przez szczeliny okiennic i złocące jej adamaszkowe firanki, uspokoiło ją tak dalece, że z myśli jej pierzchnęły wszystkie widziadła, nawet ów kamień.
— Nie było kamienia na ławce, jak nie było w ogrodzie człowieka w okrągłym kapeluszu; przyśnił mi się kamień, jak i wszystko.
Ubrała się, zeszła do ogrodu, pobiegła do ławki i uczuła zimny pot, występujący na czoło. Kamień leżał na ławce.
Trwało to jednak chwilę. Co przestrasza w nocy, obudzą ciekawość we dnie.
— Ba! — rzekła — zobaczmy.
Podniosła kamień, który był dość duży. Pod spodem leżało coś podobnego do listu.
Była to koperta z białego papieru. Cozetta wzięła ją i obejrzała: nie było adresu z jednej, ani pieczątki z drugiej strony. Ale koperta, chociaż otwarta, nie była pusta. Widać było w środku papiery.
Cozetta włożyła palce w kopertę. Teraz nie był to już ani strach, ani ciekawość, ale początek niepokoju.
Cozetta wyjęła z koperty leżący w niej zeszyt papieru, którego kartki były ponumerowane i zapisane