Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz4.pdf/122

Ta strona została uwierzytelniona.

pada się uśmiechnąć. Odwróciła się obrażona, prawie oburzona. Chętnie rzuciłaby mu co na głowę.
Uciekła, wróciła do domu, zamknęła się w swym pokoju i odczytywała rękopism, ucząc się go napamięć i marząc. Gdy się już dość naczytała, pocałowała go namiętnie i schowała za stanik.
Stało się, Cozetta znowu była rozkochana anielską miłością. Rozwarła się przed nią przepaść Edenu.
Przez cały dzień Cozetta była jakby odurzona. Zaledwie mogła myśleć, myśli jej były niby poplątany motek w mózgu, nie mogła nic się domyśleć i spodziewała się drżąc, czego? nie wiedziała dobrze. Nie śmiała nic sobie obiecywać, nie chciała niczego odmawiać. Bladość pokrywała jej lica, dreszcz przenikał ciało. Chwilami zdawało jej się, że wpada w krainę złudzeń, mówiła do siebie: jestże to rzeczywistością? Wówczas dotykała przez suknię ukochanego papieru, przyciskała go do serca, czuła jego końce w swem ciele i gdyby Jan Valjean w tej chwili ją zobaczył, byłby zadrżał na widok tej radości nieznanej i pełnej światła, tryskającego z pod jej powiek. — O, tak! myślała. To on! to od niego pochodzi!
I myślała sobie, że list ten dostał się do jej rąk za pośrednictwem aniołów, cudownym trafem.
O przemienienie miłości! o marzenia! tym trafem cudownym, tem pośrednictwem aniołów była gałka chleba, którą złodziej rzucił drugiemu złodziejowi z podwórka Karlomana do Lwiego dołu, przez dachy więzienia la Force.