Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz4.pdf/123

Ta strona została uwierzytelniona.





VI.
Starzy są na to, by wychodzili w porę.

Wieczorem Jan Valjean wyszedł; Cozetta ubrała się, uczesała włosy jak najlepiej do twarzy i włożyła suknię, której gors trochę za głęboko wycięty pozwalał widzieć spód szyi i był, jak mówią młode dziewczęta, trochę nieprzyzwoity. Nie był wcale nieprzyzwoity, ale daleko ładniejszy od innych. Ustroiła się tak, sama nie wiedząc dlaczego.
Czy chciała wyjść? nie.
Czy spodziewała się odwiedzin? i to nie.
O zmroku zeszła do ogrodu. Toussaint zajęta była w kuchni, której okna wychodziły na tylne podwórko.
Zaczęła chodzić pod gałęźmi, usuwając je rękoma, bo były bardzo niskie.
Tak doszła do ławki.
Kamień leżał w tem samem miejscu.
Usiadła i położyła delikatną białą rękę na tym kamieniu, jakby pieszczotą mu dziękowała!
Nagle doznała nieopisanego wrażenia, jakiego mimowolnie się doświadcza, gdy ktoś stanie znienacka w tyle za nami.