Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz4.pdf/155

Ta strona została uwierzytelniona.

Gavroche, ojcowsko rozczulony tem zaufaniem, przeszedł „od surowości do słodyczy“ i odezwał się do młodszego z łagodnością:
— Głupi! to tam na ulicy jest czarno. Tam deszcz pada, tutaj suchutko; tam zimno, tutaj wiatr nie zawieje; tam tłumy ludzi, tu nie ma nikogo; tam księżyc nawet nie świeci, a tu jest moja świeca, mój stoczek! Dzieci zaczęły się rozpatrywać po tem mieszkaniu z mniejszym przestrachem, lecz Gavroche nie zostawił im wiele czasu na rozmyślanie.
— Dalej! — rzekł do nich.
I popchnął ich w stronę, którą z zadowoleniem nazwać możemy głębią pokoju.
Tam było jego łóżko.
Posłanie Gavroche’a było zupełne. To znaczy, że miał materac, kołdrę i alkowę z firankami.
Materacem była mata słomiana, kołdrą dosyć duża płachta z grubego, szarego płótna, wcale ciepła i prawie nowa.
A oto co było alkową:
Stały tam trzy tyki dosyć długie, zagłębione i umocowane w gruzach gruntu, to jest brzucha słonia, dwie z przodu, a jedna z tyłu i złączone sznurem u wierzchu w ten sposób, że tworzyły pęk piramidalny. Na tak związanych tykach znajdował się rodzaj sieci z mosiężnego drutu, po prostu włożonej z góry, lecz zręcznie przymocowanej do tyk wiązadłami z drutu żelaznego, w ten sposób, że okrywała je zupełnie. Od dołu sieć ową otaczał szereg dużych kamieni, ułożonych w ten sposób, żeby nic przecisnąć się nie mogło. Sieć owa nie była niczem innem, jak częścią klatki dla ptactwa, używanej w menażerjach. Łóżko Gavroche’a pod tą siecią było też jak w klatce. Wnętrze tej klatki podobnem było do budy Eskimosa.
Ta siatka zastępowała firanki.
Gavroche poruszył kilka kamieni, zamykających klatkę z przodu, i dwie części sieci, zachodzące jedna na drugą, uchyliły się.