Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz4.pdf/167

Ta strona została uwierzytelniona.

łokci od podłogi z drzewa, a wyżej aż do dachu z sztab żelaznych.
Thenardier znajdował się „w schowaniu“ w jednej z takich kletek, od nocy dnia 3 lutego. Nie można było nigdy się dowiedzieć, jakim sposobem, i przez jaki rodzaj niedozoru, zdołał się tam zaopatrzyć i ukryć w tej kletce butelkę owego wina, wynalezionego, jak mówią, przez Desruesa, w którem znajduje się narkotyk, i które banda usypiaczy zrobiła tak sławnem.
W wielu więzieniach znajdują się posługacze przedajni, na pół dozorcy i na pół złodzieje, którzy dopomagają do ucieczek, oddają policji niewierne usługi i łapią dwie sroki za ogon.
Tej samej nocy, kiedy mały Gavroche zabrał dwoje błąkających się dzieci, Brujon i Gueulemer, wiedząc, że Babet, który umknął tegoż rana, czekać ich będzie na ulicy razem z Montparnassem, podnieśli się pocichu, i za pomocą gwoździa znalezionego przez Brujona, zabrali się do zrobienia dziury w rurze kominowej, do której dotykały ich łóżka. Odłamki upadały na łóżko Brujona, w ten sposób, że ich słychać nie było. Przeplatające ciągły deszcz grzmoty wstrząsały drzwiami w zawiasach i robiły w więzieniu hałas straszny, lecz pożądany przez uciekających. Ci z więźniów, którzy się przebudzili, udali, że zasypiają znowu, zostawiając wolne pole Gueulemerowi i Brujonowi. Brujon był zręczny. Gueulemer był silny. Wprzód nim głuchy szmer doszedł do dozorcy, śpiącego w okratowanej celce, która wychodziła do ich sypialni, wyłamali mur, przebili rurę kominową, wysadzili kratę, stanowiącą jeszcze zaporę u wierzchu komina, i obaj straszni złoczyńcy byli na dachu. Deszcz i wiatr wzmagały się jeszcze, dach był śliski.

— Co za wyborna kimka do zmyszka[1]! — rzekł Brujon.

  1. Co za wyborna noc do ucieczki.