Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz4.pdf/17

Ta strona została uwierzytelniona.

Jedna słodką myślą, się odurzał, że ona go kochała, że mówiło mu to jej spojrzenie, że nie znała jego nazwiska, ale znała jego duszę, i że gdziekolwiek się znajduje, w jakiembądź miejscu tajemniczem, kochała go jeszcze. Kto wie, może marzyła o nim, jak on o niej marzył? Niekiedy w niewytłómaczonych godzinach, jakie miewa każde serce zakochane, mając tylko powody do boleści, a jednak czując jakieś tajemnicze drżenie radości, mówił do siebie: — jej to myśli do mnie przychodzą! Potem dodawał: — Może i moje do niej dochodzą.
To jednak złudzenie, na które w chwilę potem potrząsał głową, rzucało w jego duszę promienie, które czasami były jakby nadzieją. Niekiedy, zwłaszcza w godzinie wieczornej, która najbardziej zasmuca marzycieli, rzucał na papier to, co było najczystszego, najidealniejszego i najbardziej nieosobistego w marzeniach, jakiem i miłość napełniała jego duszę. Nazywał to „pisaniem do niej“.
Nie trzeba jednak sądzić, że jego rozum się mieszał. Owszem. Stracił władzę pracowania i zmierzania wytrwale ku oznaczonemu celowi, ale miał więcej niż kiedy przenikliwości i trafności sądu. Marjusz widział w świetle spokojnem i rzeczywistem, choć nieco szczególnem, cokolwiek przesuwało się przed jego oczyma, nawet rzeczy i ludzi najobojętniejszych; o wszystkiem powiedział trafne słowo z jakiemś uczciwem znękaniem i szczerą bezstronnością. Jego duch, prawie pozbawiony nadziei, sięgał daleko i unosił się w obłokach.
W takim stanie umysłu, nic nie uszło jego przenikliwości, nic go nie zwiodło i w każdej chwili odgadywał istotę życia, ludzkości i przeznaczeń. Szczęśliwy, nawet w cierpieniach, jest ten, komu Bóg dał duszę godną miłości i nieszczęścia! Kto nie widział rzeczy tego świata, i serca ludzi w tem świetle podwójnem, ten nic nie widział prawdziwego i nic nie zna.
Dusza, która kocha i cierpi, ma coś w sobie szczytnego.