Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz4.pdf/18

Ta strona została uwierzytelniona.

Zresztą dnie upływały nie przynosząc nic nowego. Zdawało mu się tylko, że ponura przestrzeń, którą miał do przebycia, z każdą chwilą się skracała. Już widział wyraźnie stromy brzeg przepaści bezdennej.
— Jak to! — powtarzał sobie — więc jej nie zobaczę, nim umrę.
Wszedłszy na ulicę Św. Jakóba, zostawiwszy na stronie rogatkę i idąc czas pewien na lewo starego bulwaru wewnętrznego, dochodzi się do ulicy Zdrowia, a potem Lodowni, i nim się przybędzie do rzeczułki Gobelinów, napotyka się rodzaj pola, które w długim i jednostajnym pasie bulwarów paryzkich, jest jedynem miejscem, gdzie Ruysdael miałby ochotę usiąść.
Jakiś wdzięk niewysłowiony okraszał tę łąkę zieloną, przez którą ciągnęły się sznury z zawieszonemi chustami, schnącemi na wietrze; w dali sterczał stary budynek ogrodników paryzkich, zbudowany jeszcze za Ludwika XIII, z wysokim dachem, dziwacznie przerywanym poddaszami; dalej walące się ogrodzenia, trochę wody ciekącej między topolami, kobiety, śmiechy, głosy; na widnokręgu Panteon, drzewo Głucho-niemych, Val de Gràce gmach czarny, pękaty, fantastyczny, pocieszny i wspaniały — w głębi poważne sklepienie kwadratowe wieżyc kościoła Panny Marji.
Miejsce warte jest widzenia, więc też nikt tam nie chodzi. Niekiedy tylko przemknie się tędy jaki wóz furmański.
Zdarzyło się raz, że Marjusz w samotnej przechadzce zabłąkał się na tę łąkę. W tym dniu ukazał się na tym bulwarze rzadki gość, przechodzień. Marjusz, zdumiony prawie dzikim wdziękiem tego miejsca, zapytał przechodnia: — Jak się nazywa to miejsce?
Przechodzień odpowiedział: — To pole Skowronka.
I dodał: — Tu Ulback zabił pasterkę z Ivry.
Ale po tem słowie: Skowronek, Marjusz nic już nie słyszał. Gdy człek jest rozmarzony, lada słówko może nagle wprawić umysł w pewien stan zamarznięcia. Myśl szybko zgęszcza się około jednej idei i nie