Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz4.pdf/218

Ta strona została uwierzytelniona.

— O! Cozetta to brzydkie imię, dano mi je, gdym była małą. Ale prawdziwe moje imię jest Eufrazja. Alboż nie lubisz tego imienia Eufrazja?
— Lubię. Ale Cozetta nie jest brzydkie.
— Może je wolisz, niż Eufrazja?
— Ale... tak.
— Więc i ja wolę. Prawda, to bardzo ładne imię Cozetta. Nazywaj mię Cozetta.
I uśmiech, towarzyszący tym słowom, czynił tę rozmowę idyllą godną niebiańskich gajów.
Innym razem spojrzała mu w oczy i zawołała:
— Mój panie jesteś piękny, jesteś ładny, masz dowcip, wcale nie jesteś głupi, jesteś uczeńszy odemnie, ale cię wyzywam tem słówkiem: ja cię kocham!
Marjusz, uniesiony w niebiosa, zdawał się słyszeć strofy śpiewane przez gwiazdy.
Albo też uderzyła go po ramieniu, gdy kaszlnął i rzekła.
— Proszę nie kasłać, mój panie. Nie życzę sobie, by kasłano u mnie bez pozwolenia. To bardzo brzydko kasłać i niepokoić mię. Chcę, żebyś był zdrów, bo naprzód ja byłabym nieszczęśliwą, gdybyś zachorował. Coby się wtedy ze mną stało?
Było to po prostu boskie.
Innym razem Marjusz rzekł do Cozetty:
— Wyobraź sobie, przez pewien czas myślałem, że nazywasz się Urszula.
Cały wieczór śmieli się z tego oboje, jak szaleni.
Wśród innej rozmowy zdarzyło mu się zawołać:
— O! pewnego dnia w Luksemburgu miałem ochotę dobić jednego inwalida!
Ale nagłe uciął i przestał mówić. Należałoby wspomnieć Cozecie o podwiązce, a to przechodziło jego siły. Spotykał nieznaną przeszkodę, ciało przed którem ta niezmierna miłość niewinna cofała się ze świętem przerażeniem.
Marjusz wyobrażał sobie, że życie z Cozettą tak przejdzie, że więcej nic im nie potrzeba; przychodzić