Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz4.pdf/254

Ta strona została uwierzytelniona.

ale jego wysoka postać górowała nad pochylonym Marjuszem.
— Litość nad tobą, mój panie! Młodzieniec prosi litości od dziewiędziesięcioletniego starca! Wchodzisz w życie, ja wychodzę; chodzisz na widowiska, na bale, do kawiarni, na billard, masz dowcip, podobasz się kobietom, jesteś ładny chłopiec; ja wśród lata pluję na ogień, palący się na kominku; jesteś bogaty jedynem prawdziwem bogactwem, ja mam wszystkie nędze starości, niemoc, samotność. Masz trzydzieści dwa zęby, zdrowy żołądek, żywe oko, siłę, apetyt, zdrowie, wesołość, las czarnych włosów; ja straciłem już i siwe włosy, straciłem zęby, straciłem nogi, straciłem pamięć, trzy nazwiska ulic nieustannie biorę jedne za drugie, ulicę Charlot, ulicę Chaume i ulicę Saint-Claude, ot do czego doszedłem; masz przed sobą całą przyszłość pełną słońca, ja zaczynam już nic nie widzieć, tak pogrążam się w nocy; jesteś zakochany, to się ma rozumieć, mnie nikt w świecie nie kocha, i ty przychodzisz prosić mię litości! Dalibóg, Molière o tem zapomniał. Jeśli w taki sposób żartujecie sobie w sądach, panowie adwokaci, winszuję wam, winszuję. Jesteście błazny.
I dziewiędziesięcioletni starzec dodał gniewnie i poważnie:
— No! czego pan chcesz odemnie?
— Panie — rzekł Marjusz — wiem, że moja obecność ci się nie podoba, ale przyszedłem tylko prosić o rzecz jedną i zaraz odejdę.
— Głupiś — rzekł starzec. Kto ci mówił, żebyś zaraz odchodził?
Było to tłómaczenie tych słów czułych, które miał w głębi serca: Ależ proś przebaczenia! Rzuć mi się na szyję! Pan Gillenormand uczuł, że Marjusz za chwilę go opuści, że zrażało go jego złe przyjęcie, że odpędzała surowość, mówił to sobie, czuł coraz większą boleść, ale że ta boleść zaraz przemieniała się w gniew, więc i surowość jego rosła. Radby, żeby Marjusz to