Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz4.pdf/260

Ta strona została uwierzytelniona.

dukatów w starej szufladzie; powiadasz mu: dziaduniu, ot jaka historja. A dziadek mówi: najprostsza w świecie.
Niech młodość wyszumi, a pokutuje starość. I ja byłem młody i ty będziesz starym. Idź mój chłopcze, oddasz to swemu wnukowi. Masz dwieście pistolów. Baw się, u djabła! Nic nad to wyśmienitszego! tak się układają, rzeczy. Nie żeń się, ale to zawadzać nie powinno. Rozumiesz mię?
Marjusz osłupiały, nie w stanie wymówić słowa, skinął głową że nie.
Poczciwiec parsknął śmiechem, mrugnął staremi powiekami, klapnął go po kolanie, spojrzał mu w oczy tajemniczo i radośnie i rzekł jak najczulej wzruszając ramionami:
— Niedomyślny! zrób ją swoją metressą.
Marjusz zbladł. Nic nie rozumiał ze wszystkiego co mu prawił dziadek. Gadanina o ulicy Blumet, o Pameli, o koszarach, o ułanie, jak fantasmagorja przesunęła się w głowie Marjusza. Nic podobnego nie mogło się stosować do Cozetty, która była lilją. Poczciwiec stary bredził. Ale to bredzenie zakończyło się słówkiem, które Marjusz zrozumiał, słówkiem, które śmiertelnie znieważało Cozettę. Wyrażenie: zrób ją swoją metressą jak miecz przeszyło serce surowego młodzieńca.
Powstał, podniósł z ziemi kapelusz i poszedł ku drzwiom silnym i pewnym krokiem. Tu obrócił się, ukłonił się nisko dziadkowi, podniósł głowę i rzekł:
— Przed pięciu laty znieważyłeś pan mego ojca, dziś znieważasz moją żonę. Nic już nie żądam od pana. Żegnam.
Ojciec Gillenormand zdumiony otworzył usta, wyciągnął ręce, chciał się podnieść i nim zdołał wyrzec słowo, już drzwi się zamknęły i Marjusz zniknął.
Starzec siedział chwilę nieruchomy jak piorunem rażony, nie mogąc przemówić ani odetchnąć; zdawało się, że jakaś pięść żelazna ściskała mu gardziel. Nakoniec zerwał się z krzesła, pobiegł do drzwi ile zdą-