Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz4.pdf/282

Ta strona została uwierzytelniona.





II.
Dawniej czarownice, dziś stróżki.

Gavroche szedł ulicą, i krzyczał na całe gardło:
— Wszystko idzie jak z płatka. Okrutnie boli mię lewa łapa, złamałem sobie reumatyzm, ale jestem zadowolony, obywatele. Niech tylko mieszczanie trzymają się ostro, a wykicham im wyśminite piosneczki.
W tej chwili przejeżdżający gwardzista narodowy, ułan, potknął się z koniem i upadł. Gavroche położył pistolet na bruku, podał rękę ułanowi i pomógł mu podnieść konia. Poczem zabrał pistolet i szedł swoją drogą.
Na ulicy Thorigny wszystko było ciche i spokojne. Ta apatja, właściwa przedmieściu Marais, stanowiła dziwną sprzeczność z niezmierną wrzawą dokoła. Cztery kumoszki rozmawiały przed progiem domu. Szkocja ma swoje trio czarownic, ale Paryż ma kwartet kumoszek, i owe słówko: będziesz królem, równie złowrogo rzuconoby Bonapartemu na rozstajnych drogach Baudoyer, jak Makbetowi w zaroślach Armuyz. Byłoby to prawie takie same krakanie.
Kumoszki ulicy Thorigny zajmowały się tylko własnemi sprawami. Były to trzy stróżki i jedna gałganiarka z koszem i haczykiem.