Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz4.pdf/324

Ta strona została uwierzytelniona.

I kiedy dla nas dwojga na tej ziemi
Zima się nawet wiosną wydawała?

Piękne to czasy były! Książka szkolna
Była mi wątkiem, zkąd swą wiedzę snułem,
Paryż się bawił — ty w gorset swawolna
Wpinałaś śpilkę, o którą się kłułem.

Bez spraw, lecz pełen adwokackiej pychy,
Gdym cię prowadził na obiad na Prado,
Tak byłaś piękną, że róże kielichy
Z dały się zwracać na twoją twarz bladą.

Szept ich słyszałem: „Ona jest przecudną!
Włosy powiewne! woń cudna do koła!
Skrzydła jej ukryć pod mantylą trudno,
Woalka kryje oblicze anioła!“

Błądziłem z tobą, z twą dłonią w mej dłoni,
Gdy nas przechodnie zakochanych wzajem
Spotkali w jakiej czarownej ustroni,
Mówili: „miłość łączy kwiecień z majem.“

Cieniem swym, szczęsnych z wspólnego kochania
Kryła nas miłość, jabłoń Adamowa, —
Jeszcze me usta nie dały pytania,
Gdy twa odpowiedź już była gotowa.

Szkoła mi była miłosną ustronią,
Gdziem śnił o tobie do zmroku od ranka:
Tak miłość łączy wszechmocną swą dłonią
Doktorską wiedzę z uczuciem kochanka.

O gęste drzewa! zielone gałązki!
Kiedy tasiemką, okryta ich cieniem,
Zastępowałaś zgubione podwiązki,
Jam niby gwiazdy pochłaniał spojrzeniem.