Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz4.pdf/325

Ta strona została uwierzytelniona.

Czytałem nieraz Platona, — cóż potem?
Lepiej niż mędrzec albo wieszcz natchniony
Dałaś mi poznać kwiatkiem, włosów splotem,
Szczęście niebiańskie i raj wymarzony.

Słuchałem ciebie, byłaś mi oddaną!
O gwiazdko moja!... Jakim szczęścia zdrojem
Zdjąć ci sznurówkę, lub widzieć cię rano,
Przeglądającą się w lusterku swojem!

Możnaż zapomnieć te ranki wieczory,
Chwile zórz złotych i mroków różanych,
Wstążek i kwiatów, muślinu i mory,
Szeptów miłosną mową wyszeptanych?

Ogrodem naszym był wazonik kwiatów,
Zasłoną w oknie twa spódniczka biała;
Jam w fajce wonnych szukał aromatów,
Tyś z filiżanki nektary spijała.

Nieszczęścia nasze śmiech w nas obudzały...
Zgubione boa, kołnierzyk spalony,
Albo ów wielki Szekspir pełen chwały
Raz za kolacją przez nas zastawiony.

Byłem żebrakiem, a tyś chojną była,
Ramiona twoje całowałem w locie,
Edycja Danta za stół nam służyła,
Gdyśmy niedrogie zjadali łakocie.

Ach! gdy raz pierwszy usta moje drżące
Złożyły całus na twem licu miłem,
Tyś poprawiała włosy spadające,
A jam zbladł cały i w Boga wierzyłem.

Czy ty pamiętasz te rozkosze błogie,
Te twe chusteczki podarte na szmaty!...
Och! ileż westchnień za te czasy błogie
Posłałem w niebo z biegnącemi laty.