Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz4.pdf/341

Ta strona została uwierzytelniona.

unikając go i zagniewana kryjąc się w ciemnościach; widać, że przeczuwała rozruchy, wojnę na rynsztokach, wojnę uliczną, strzelania w piwnicy i cięcia zadawane z tyłu; wracając z pól Marengo i Friedland, nie chciała widać iść na ulicę Konopną, dokonawszy świetnych czynów z ojcem, nie chciała w spółce z synem popełniać brzydkie! Powiedział sobie, że gdyby ta szabla była tutaj, gdyby wziąwszy ją ze śmiertelnej pościeli ojca, ośmielił się zabrać ją z sobą na tę nocną na ulicach w alkę między Francuzami, niewątpliwie sparzyłaby mu ręce i buchnęła płomieniem jak miecz archanioła! Powiedział sobie, że wielkie szczęście, iż ta szabla zginęła, że tak sprawiedliwość wymagała, że dziadek był prawdziwym stróżem chwały jego ojca, bo lepiej było puścić na licytację szablę pułkownika, sprzedać ją handlarzowi, rzucić między stare żelaztwa, aniżeli dziś ją topić w łonie własnej ojczyzny.
I gorzko zapłakał.
Było to straszne. Ale co począć? Bez Cozetty żyć nie mógł. Odjechała, więc musiał umrzeć. Alboż jej nie dał słowa honoru, że umrze? Odjechała wiedząc o tem, widać się jej podobało, by Marjusz umarł. A przytem oczywiście go nie kochała, bo oddaliła się nie ostrzegłszy go, nie napisawszy ani słowa, chociaż wiedziała jego adres! Po co i na co żyć teraz? Wreszcie przyjść aż tutaj i cofać się! zbliżyć się do niebezpieczeństwa i uciekać! patrzyć na barykadę i umknąć! umknąć drżący, mówiąc: doprawdy dość mi tego, widziałem wojnę domową i odchodzę! Opuścić czekających na niego przyjaciół! Na raz przeniewierzyć się miłości, przyjaźni i danemu słowu! Ależ to niepodobna i gdyby stał tu w mroku cień jego ojca i patrzył jak się cofa, smagnąłby go po nogach płazem swej szabli i zawołał: Ruszaj naprzód tchórzu!
Tak oddany na pastwę własnych myśli, opuścił głowę.
Nie masz człowieka, któryby nie doświadczył na sobie, że dusza, co stanowi cudowne znamię jej jedno-