Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz4.pdf/372

Ta strona została uwierzytelniona.

— „Panie, coś się robi w Paryżu, podobno się biją.“ Ale zajęty swemi myślami, nie zwracał na to uwagi, a zresztą nie słyszał co mówiła.
Powstał i zaczął się przechadzać od okna do drzwi i od drzwi do okna coraz spokojniejszy.
Gdy się uspokoił, przyszła mu na myśl Cozetta, jedyny przedmiot jego zajęcia. Nie bardzo go zatrwożył ów ból głowy, małe rozdrażnienie nerwów i dąsy dziewczęcia; ta chmurka chwilowa zniknie jutro lub pojutrze; ale myślał o przyszłości i jak zwykle myślał z rozczuleniem. Zdawało mu się, że nie zajdą żadne przeszkody i że szczęście jego będzie długotrwałe. W pewnych godzinach wszystko wydaje się nam niemożliwe; w innych znowu wszystko jest łatwem. Jan Valjean był właśnie w jednej z takich dobrych godzin. Pospolicie przychodzą one po złych, jak dzień po nocy, przez to prawo następstwa i kontrastu, które jest tłem samej natury i tylko ludzie powierzchowni nazywają je antitezą. W tej spokojnej ulicy, na którą się schronił, Jan Valjean wolny był od wszystkiego, co go niepokoiło od pewnego czasu. Właśnie dla tego, że widział wiele ciemności, zaczął potrosze dostrzegać blaski. Już to było szczęśliwą wróżbą, że bez żadnego przypadku i zawikłania opuścił ulicę Plumet. Może roztropnem było wyjechać za granicę choćby na kilka miesięcy i udać się do Londynu. Więc pojedzie. Co mu znaczy czy będzie we Francji, czy w Anglji, byle miał przy sobie Cozettę. Cozetta była jego narodem, Cozetta wystarczała do jego szczęścia. Myśl, że może on nie wystarczy do jej szczęścia, ta myśl, która niegdyś nabawiała go gorączki i bezsenności, teraz nie powstała w jego głowie. Po tylu doznanych boleściach zdawało mu się, że powinien być szczęśliwym i stał się optymistą. Cozetta była przy nim, więc mu się zdało, że należy do niego; złudzenie optyczne, którego każdy doświadczał. Ułożył w duchu z wszelkiemi możliwemi ułatwieniami podróż z Cozettą do Anglii, i już