Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz4.pdf/92

Ta strona została uwierzytelniona.





II.
Matka Plutarch nie ma kłopotu z wytłumaczeniem zjawiska.

Jednego wieczora Gavroche nic nie jadł, przypomiał sobie, że i poprzedzającego dnia nie jadł obiadu; było mu nieco markotno. Postanowił spróbować czy nie znajdzie gdzie wieczerzy. Ruszył na włóczęgę za Salpetrière, w miejsca opustoszałe; tam zwykle zdarzają się gratki; gdzie nie ma nikogo, tam można coś znaleźć. Dotarł do kolonji, która jak mu się zdawało była wioską Austerlicką.
W jednej z dawniejszych wycieczek zauważył stary ogród zamieszkany przez starca i babę, a w tym ogrodzie niezgorszą — jabłoń. Obok jabłoni stała spiżarnia z owocami, źle zamknięta, z której można było wyciągnąć jabłko. Jabłko to wieczerza, jabłko to życie. Co zgubiło Adama, mogło ocalić Gavrocha. Ogród ciągnął się wzdłuż uliczki samotnej, nie brukowanej, po obu stronach otoczonej zaroślami; domów nie było widać; żywy płot oddzielał ogród od uliczki.
Gavroche skierował kroki ku ogrodowi, znalazł uliczkę, poznał jabłoń, sprawdził istnienie spiżarni i zbadał żywy płot; taki płot przesadza się jednym susem. Zaczynało zmierzchać, na ulicy ani żywej duszy, pora najstosowniejsza. Gavroche zabierał się przeskoczyć