Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz4.pdf/93

Ta strona została uwierzytelniona.

płot, ale zatrzymał się nagle. Rozmawiano w ogrodzie. Gavroche spojrzał przez szparę w płocie.
O dwa kroki od niego, tuż pod płotem z drugiej strony, właśnie naprzeciw miejsca, z którego miał się wedrzeć do ogrodu, leżał kamień zastępujący ławkę; siedział na nim starzec, a wprost niego stała stara kobieta. Stara burczała, Gavroche bez ceremonji podsłuchiwał.
— Panie Mabeuf! — zawołała stara.
— Mabeuf! — pomyślał Gavroche — komiczne nazwisko.
Zapytany starzec nie odzywał się. Stara powtórzyła:
— Panie Mabeuf!
Starzec nie podnosząc oczów od ziemi, nareszcie odpowiedział.
— Czego chcesz, matko Plutarch?
— Matka Plutarch — pomyślał Gavroche — drugie nazwisko komiczne.
Matka Plutarch odezwała się znowu i starzec rad nie rad musiał wejść w rozmowę.
— Gospodarz nie jest zadowolony.
— Dlaczego?
— Bo mu się należy za trzy kwartały.
— Jeszcze trzy miesiące, będziemy mu winni za cztery.
— Powiada, że wyrzuci pana na ulicę.
— I owszem.
— Przekupka chce żeby jej zapłacić. Nie daje ani wiązki drzewa. Czem palić będziemy zimą?
— Słońce ogrzewa.
— Rzeźnik odmawia kredytu; nie chce dawać mięsa.
— To mi bardzo na rękę. Nie mogę trawić mięsa, jest zaciężkie na mój żołądek.
— Cóż będziemy mieli na obiad?
— Chleb.