Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz5.pdf/136

Ta strona została uwierzytelniona.

że słońce ustępowało z bruku i że dzień się skończy niedługo; tylko turkot powozów po nad jego głową, który się z ciągłego przemienił na przerywany, a następnie prawie ustał zupełnie, kazał mu wnosić, że już nie znajduje się pod środkowym Paryżem, że się zbliżył do jakiejś samotnej dzielnicy, sąsiadującej z zamiejskiemi bulwarami lub oddalonemi ulicami pobrzeża. Tam, gdzie jest mniej domów i mniej ulic, ścieki mają mniej otworów. Ciemność powiększała się do koła Jana Valjean. On jednak nie przestawał wcale iść dalej, macając ściany w ciemnościach.
Nagle ciemność ta stała się straszną.