Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz5.pdf/152

Ta strona została uwierzytelniona.

Thenardier mówił dalej, wsadzając brodę w szmatę, służącą mu za krawat, z miną poważnego człowieka:
— Może zresztą mądrze postąpiłeś. Jutro robotnicy przyjdą zatkać dziurę w kanale i mogą zobaczyć zapomnianą czerwonkę i od nitki do kłębka dojść aż do ciebie. Ktoś przechodził kanałem! Kto? którędy wyszedł? Czy widziano go jak przechodził? Policja jest bardzo dowcipna. Kloaka zdradzi i zadenuncjuje. Takie rzeczy rzadko się udają, to zwraca uwagę, mało kto robi interesa swoje w kanale, gdy przeciwnie rzeka stoi otworem dla wszystkich. Rzeka to prawdziwy dół wspólny. Po upływie miesiąca złowią twego człowieka siecią pod Saint-Cloud. Ale cóż znajdą? kawał ścierwa, bagatelę! Kto zabił tego człowieka? Paryż. I nawet cię nie poszukają. Dobrześ zrobił.
Im gadatliwszym był Thenardier, tym uporczywiej milczał Jan Valjean. Thenardier znowu wstrząsnął go za ramię.
— A teraz dobijmy targu. Podzielmy się. Widziałeś mój klucz, pokaż mi swoje pieniądze.
Thenardier miał minę dziką, chytrą, nieco groźną ale przyjacielską.
Jedna rzecz uderzała; było coś przymuszonego w ruchach Thenardiera; nie zdawał się zupełnie swobodny, choć nie udawał miny tajemniczej, mówił cicho, czasami kładł palec na ustach i szeptał: sza! Trudno było odgadnąć z jakiego powodu. Nikogo prócz ich dwóch nie było. Jan Valjean myślał, że może inni zbóje byli ukryci w jakim kącie, nie daleko, a Thenardier nie chciał podzielić się z nimi.
Thenardier odezwał się:
— Skończmy żywo. Ile człek miał pieniędzy?
Jan Valjean poszukał w swych kieszeniach.
Jak sobie przypominacie, miał zwyczaj nosić przy sobie pieniądze. Smutne jego życie wymagało ciągłej przezorności i ten zwyczaj stał się jego prawem. Tym razem jednak zaskoczony był niespodziewanie. Wdziewając wczorajszego wieczora mundur gwardji narodo-