Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz5.pdf/181

Ta strona została uwierzytelniona.

Niewątpliwie, powtarzamy, nie bez oporu poddał się temu potworowi, temu haniebnemu aniołowi i bohaterowi ohydnemu, który go równie prawie oburzał jak zdumiewał. Ze dwadzieścia razy, gdy siedział w powozie naprzeciw Jana Valjean, zaryczał w nim tygrys legalności. Ze dwadzieścia razy brała go ochota rzucić się na Jana Vaijean, schwytać go i pożrzeć, to jest — aresztować. Co nad to prostszego, w istocie? Zawołać na pierwszą lepszą wartę, około której dorożka przejeżdżała: — Oto zbiegły kryminalista! Przywołać żandarmów i rzec im: Zabierzcie tego człowieka! potem iść sobie, zostawić potępieńca, nie wiedzieć o reszcie i do niczego się nie mieszać. Człowiek ten zostanie na zawsze więźniem prawa; prawo zrobi z nim co zechce. Cóż nadto sprawiedliwszego? Javert powiedział to sobie i już był gotów działać, i schwycić człowieka — a jednak i wówczas jak teraz, nie mógł; ilekroć jego ręka konwulsyjnie podniosła się do kołnierza Jana Valjean, spadała zaraz z ciężarem niezmiernym, i słyszał w głębi ducha głos wołający: — Dobrze. Wydaj twego zbawcę. Potem każ sobie przynieść miednicę Pontskiego Piłata i umyj swe szpony.
Potem zwracał myśl na siebie samego, i obok wzniosłej postaci Jana Valjean, widział siebie spodlonego.
Galernik był jego dobroczyńcą!
Bo też dlaczego pozwolił temu człowiekowi darować sobie życie? Miał na barykadzie prawo być zabitym. Mógł wezwać powstańców na pomoc przeciw Janowi Valjean i kazać się rozstrzelać przemocą, to byłoby lepsze.
Najbardziej go dręczyło, że stracił pewność. Czuł się jakby wyrwanym z korzenia. Kodeks w jego ręku był niby potrzaskany oręż. Obudziły się w nim nieznane skrupuły. Niedostatecznem już było pozostać przy dawnej uczciwości. Ukazał się i podbił go nowy szereg faktów niespodzianych. Nowy świat cały zjawił