Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz5.pdf/185

Ta strona została uwierzytelniona.

a po tych gruzach deptał człowiek w zielonej czapce na głowie i w aureoli na czole; do takiego to doszedł wzburzenia i tak straszne miał widzenie w duszy.
Mógłże to znieść? Nie.
Stan gwałtowny, jaki tylko wyobrażać sobie można! Dwa tylko były sposoby wyjść z niego. Jeden iść stanowczo do Jana Valjean i wtrącić do więzienia galernika. Drugi...
Javert oddalił się od parapetu i tym razem z podniesioną głową szedł pewnym i silnym krokiem do odwachu, który wskazywała latarnia na jednym z rogów placu Châtelet.
Przyszedłszy tam, ujrzał przez szybę dozorcę policyjnego i wszedł. Javert wymienił swoje nazwisko, pokazał dozorcy kartę i usiadł za stołem, na którym paliła się świeca. Na stole leżało pióro, kałamarz ołowiany, papier do protokółów i zapisywania rondów nocnych.
Stół ten, zawsze uzupełniony krzesłem wyplatanem, stanowi biuro i znajduje się na wszystkich odwachach policyjnych; niezmiennie ozdobiony piaseczniczką z bukszpanowemi trocinami i pudełeczkiem z tektury, pełnem czerwonych opłatków do pieczętowania, jest pierwszem najniższem piętrem stylu urzędowego. Tu zaczyna się literatura państwa.
Javert wziął arkusz papieru i zaczął pisać. Oto co napisał:

Kilka uwag dla dobra służby.

„Po pierwsze: proszę pana prefekta, aby raczył przeczytać.
Powtóre: aresztanci, wracając od śledztwa, zdejmują trzewiki i stoją boso podczas, gdy rewidują ich rzeczy. Wielu kaszle, powróciwszy do więzienia. To pociąga wydatki na infirmerję.
Po trzecie: kordon z ajentów, rozstawionych w pewnych odległościach od siebie, rzecz dobra; trzeba jednak mieć na uwadze, by przynajmniej dwaj ajenci