Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz5.pdf/229

Ta strona została uwierzytelniona.

małżeńskiego. O! gdybym układał według mej fantazji, dopiero byłoby pięknie! usłyszanoby muzykę na drzewach. Program mój taki: błękity niebios — uczta wspaniała. Sprosiłbym na uroczystość boginie polne, zwołałbym dryady i nereidy. Wesele Amfitryty, obłok różowy, nimfy pięknie utrefione i nagie, akademik podający wiersze bogini, wóz ciągniony przez potwory morskie,

Tryton dreptał na przodzie i dźwięki cudnemi
Czarował wszystkich, z konchy dobytemi!

Taki jest mój program uroczystości; jeśli nie dobry, to już chyba na niczem się nie znam!
Kiedy tak dziadek w wylaniu lirycznem sam był swoim słuchaczem; Cozetta i Marjusz upojeni wpatrywali się w siebie swobodnie.
Ciotka Gillenormand patrzyła na wszystko z niewzruszoną dobrodusznością. Od pięciu lub sześciu miesięcy doznawała trochę wzruszeń. Marjusz powrócił, Marjusz zakrwawiony, Marjusz przyniesiony z barykady, Marjusz umarły, Marjusz żyjący, Marjusz pogodzony z dziadkiem, Marjusz narzeczony, Marjusz żeniący się z biedactwem, Marjusz żeniący się z miljonową panną. Sześćset tysięcy franków były jej ostatniem wzruszeniem. Później wróciła do obojętności niewiniątka. Regularnie chodziła na mszę i nieszpory, odmawiała pacierze i koronki, szeptała w kącie pokoju Zdrowaśki. podczas gdy w drugim szeptano słówka miłosne i zdawało jej się, że Marjusz i Cozetta są cienie. Właściwie ona była cieniem.
Bywa pewien stan bezwładnego ascetyzmu, w którym dusza zobojętniała w ociężałości i odrętwieniu, obca wszystkiemu co nazwać by można sprawami życia, prócz trzęsienia ziemi i wielkich katastrof, nie doświadcza żadnych wrażeń ludzkich, ani przyjemnych ani przykrych. Taka nabożność, mawiał ojciec