Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz5.pdf/257

Ta strona została uwierzytelniona.

niądze, błogosławiąc młodej parze. Wszędzie były kwiaty. Dom przepełniony był wonią jak kościół; po kadzidłach róże. Zdawało im się, że słyszą głosy śpiewające w nieskończoności; mieli Boga w sercu; los ukazywał się im niby strop gwiaździsty; widzieli nad swemi głowami światło wschodzącego słońca. Nagle zegar wybił godzinę. Marjusz spojrzał na obnażone ramiona Cozetty i różowe pączki, które niewyraźnie dostrzegał przez koronkę stanika, a Cozetta widząc spojrzenie Marjusza, zarumieniła się po białka.
Zaproszono wielu dawnych przyjaciół rodziny Gillenormand; każdy cisnął się do Cozetty. Jeden przez drugiego nazywał ją panią baronową.
Oficer Teodul Gillenormand, teraz już kapitan, przyjechał z Chartres, gdzie stał załogą, by być na weselu swego kuzyna, Pontmercy. Cozetta go nie poznała.
On ze swej strony przywykły, by kobiety podziwiały jego wdzięki, nie przypominał sobie Cozetty.
— Słusznie nie dowierzałem historji tego ułana! — mówił do siebie ojciec Gillenormand.
Nigdy jeszcze Cozetta nie była tak czułą względem Jana Valjean. Harmonizując w radości z ojcem Gillenormand, gdy ten wyrażał swe zadowolenie w aforyzmach i maksymach, ona jak zapachy wyziewała z siebie miłość i dobroć. Szczęście pragnie wszystkich uszczęśliwić.
Rozmawiając z Janem Valjean, dobierała tkliwych wyrazów z czasów, gdy była małą dziewczynką. Pieściła go uśmiechem.
Zastawiono ucztę w sali jadalnej.
Oświetlenie a giorno jest nieodzowną przyprawą każdej radości. Szczęśliwi nie lubią zmroku i ciemności. Nie chcą być czarnemi. Noc, i owszem, ale ciemności, nie. Jeśli nie ma słońca, trzeba je stworzyć.
Sala jadalna była ogniskiem słówek wesołych. W środku nad stołem białym i połyskującym wisiał wspaniały pająk wenecki z wszelkiej barwy ptaszkami,