Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz5.pdf/265

Ta strona została uwierzytelniona.





III.
Nieodłączny

Co się stało z Janem Valjean?
Zaraz potem jak się rozśmiał na wdzięczne wezwanie Cozetty, Jan Valjean, widząc, że nań nikt nie patrzy, powstał i niepostrzeżony poszedł do przedpokoju. Był to ten sam pokój, do którego przed ośmiu miesiącami wszedł zabłocony, zakrwawiony, poczerniały od prochu, odnosząc wnuka dziadkowi. Stare filtrowania ozdobione były liśćmi i kwiatami; muzykanci siedzieli na sofie, na której niegdyś złożono Marjusza. Baskijczyk w czarnym fraku, krótkich spodniach, w białych pończochach i białych rękawiczkach układał wieńce z róż około półmisków, które miano podać na stół. Jan Valjean pokazał mu rękę na temblaku, polecił mu wytłómaczyć swoją nieobecność i wyszedł.
Okna sali jadalnej wychodziły na ulicę. Jan Valjean stał kilka minut nieruchomy w ciemności pod temi jaśniejącemi oknami. Słuchał. Zgiełkliwa wrzawa biesiady dochodziła jego uszów. Słyszał donośną i profesortką mowę dziadka, dźwięki muzyki, brzęk talerzy i kieliszków, wybuchy śmiechu i z pośród wesołego hałasu odróżniał słodki i radosny głos Cozetty.
Opuścił ulicę Panien Kalwarji i poszedł na ulicę Człowieka Zbrojnego.