Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz5.pdf/293

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ubóstwiam cię! — rzekła Cozetta.
I ciągnieni nieprzepartą siłą, padli w swoje objęcia.
— A teraz — mówiła Cozetta, poprawiając fałdy szlafroczka z tryumfującym uporem — pozostanę.
— O, nie — odpowiedział błagającym tonem Marjusz. Musimy zakończyć jedną sprawę.
— Jeszcze nie?
Marjusz przybrał ton głosu poważny.
— Upewniam cię, Cozetto, że niepodobna.
— A! przybierasz ton pana męża. Dobrze. Odchodzimy. I ojciec mię nie poparł. Panie mężu i panie papo, jesteście tyranami. Powiem to dziadkowi. Jeśli wam się zdaje, że wrócę i będę przed wami się płaszczyć, to się grubo mylicie. Jestem dumna. A teraz czekam was. Zobaczycie, że się znudzicie bezemnie. Stało się, odchodzę.
I wyszła.
Po chwili, drzwi się znowu otwarły, raz jeszcze ukazały się jej świeże rumiane jagody i zawołała:
— Jestem okrutnie zagniewana.
Drzwi się zamknęły i nastała ciemność.
Ukradkowy promień słońca, nie domyślając się tego, przemknął nagle wśród nocy.
Marjusz upewnił się, że drzwi są dobrze zamknięte.
— Biedna Cozetta! — szepnął — gdy się dowie...
Na te słowa zadrżał Jan Valjean i spojrzał na Marjusza obłąkanym wzrokiem.
— Cozetta! ah prawda, pan to powiesz Cozecie. Słusznie. Nie przyszło mi to na myśl. Na jedno mamy dość siły, na drugie nie. Panie, zaklinam cię, błagam, daj mi najświętsze słowo, że jej tego nie powiesz. Czyż nie dość tego, że sam będziesz wiedział? mogłem to panu powiedzieć nie będąc zmuszony, powiedziałbym wszystkim, całemu światu, co mi to szkodzi. Ale ona tego nie zrozumie, to by ją przestraszyło. Galernik, co znowu! musianoby jej wytłumaczyć, musianoby powiedzieć: to człowiek, który był na galerach. Je-