Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz5.pdf/325

Ta strona została uwierzytelniona.





IV.
Przyciąganie i gaśnienie.

Podczas ostatnich miesięcy wiosennych i pierwszych miesięcy letnich 1833 r., rzadcy przechodnie ulicy Marais, kupcy we drzwiach sklepów i próżniacy, stojący przed bramami domów, widywali starca ubranego czarno i przyzwoicie, który codziennie o jednej godzinie, gdy zmrok zapadał, wychodził, z ulicy Człowieka Zbrojnego, od strony ulicy Świętokrzyskiej, mijał ulicę Białych Płaszczów, wstępował na ulicę Św. Katarzyny i doszedłszy do ulicy Wstęgi, zawracał na lewo i wchodził na ulicę Św. Ludwika.
Tu szedł wolnym krokiem, z głową naprzód wyciągniętą, nic nie widząc, nic nie słysząc, z oczyma nieruchomie utkwionemi w jeden punkt zawsze ten sam, który zdawał się być gwiaździstym, a w istocie był rogiem ulicy Panien Kalwarji. Im bardziej się zbliżał do tego rogu, tem oko jego bardziej błyszczało, jakaś radość rozjaśniała źrenice wewnętrzną jutrzenką, zdawał się być oczarowany i rozczulony, usta poruszały się nieznacznie, jakby rozmawiał z kimś, którego widzi zdaleka, uśmiechał się błędnie i jak mógł postępował najpowolniej. Rzekłbyś, że gorąco pragnął dojść, lękał się chwili, w której stanie na