Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz5.pdf/348

Ta strona została uwierzytelniona.

Nieznajomy flegmatycznie otarł kapelusz łokciem i mówił dalej:
— Zabójcę i złodzieja. Pan baron raczy zauważyć, że nie mówię tu bynajmniej o wypadkach starych, zapomnianych i przedawnionych, które prawo przestało poszukiwać, a Bóg po długim żalu winowajcy przebaczył. Mówię o wypadkach świeżych, teraźniejszych, o których sprawiedliwość karząca nie wie jeszcze. Otóż ten człowiek wkradł się w pańskie zaufanie, prawie w pańską rodzinę pod fałszywem nazwiskiem. Powiem panu jego nazwisko prawdziwe. A powiem zadarmo.
— Słucham.
— Nazywa się Jan Valjean.
— Wiem o tem.
— Podobnież powiem panu zadarmo, co on za jeden.
— Mów.
— Dawny galernik.
— Wiem o tem.
— Pan wie od czasu jak miałem zaszczyt mu to powiedzieć.
— Nie. Wiedziałem dawniej.
Ton zimny Marjusza, podwójna jego odpowiedź wiem o tem, jego suchy lakonizm, obudziły głuchy gniew w nieznajomym. Ukradkiem rzucił na Marjusza wściekłe spojrzenie, które jakkolwiek chwilowe, nie uszło jego uwagi. Pewne błyski wzroku, właściwe są tylko pewnym duszom: źrenica to okienko myśli, zapala się od niej. Okulary nic nie ukryją; chciej-bo zakryć szybą piekło!
Nieznajomy uśmiechnął się i ciągnął dalej:
— Nie ośmielam się zadawać kłamstwa panu baronowi. W każdym razie widzi pan, że jestem dobrze zawiadomiony. Ale co teraz powiem, jest tylko mnie samemu wiadome. Dotyczy to majątku pani baronowej. Tajemnica nadzwyczajna. Jest do sprzeda-