Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz5.pdf/350

Ta strona została uwierzytelniona.

I powiadam ci, że jesteś Thenardier.
— Zaprzeczam.
— I że jesteś łajdak. Na masz.
I Marjusz wyjąwszy z kieszeni bilet bankowy, rzucił mu go w oczy.
— Dziękuję! przepraszam! pięćset frankówka, panie baronie!
I zdumiony, wstrząśniony, kłaniał się i przypatrywał biletowi.
— Pięćset franków — rzekł osłupiały. I wybąkał półgłosem: piękny świstek!
Potem zawołał nagle:
— A więc niech tak będzie. Mówmy otwarcie i bez ceremonji.
I zwinny jak małpa, zarzucił w tył włosy, zerwał okulary, wyjął z nosa dwa piórka, o których mówiliśmy przed chwilą i które poznaliśmy już na innej stronicy tej książki, i zdjął swą twarz jak się zdejmuje kapelusz.
Oczy mu zajaśniały, czoło nierówne, poorane, gdzie niegdzie z guzami, ohydnie pomarszczone u góry, odsłoniło się, nos stał się spiczasty jak dziób, i ukazał się znów profil srogi i przenikliwy drapieżnego człowieka.
— Pan baron jest nieomylny — rzekł głosem czystym bez żadnego dźwięku nosowego, jestem Thenardier.
I wyprostował pochylone plecy.
Thenardier, on to był w istocie, zdumiał się niezmiernie; zmieszałby się nawet, gdyby to było możliwem. Spodziewał się zadziwić, a sam został zdziwiony. Za to upokorzenie płacono mu pięćset franków, i naturalnie, przyjął, niemniej jednak był oszołomiony.
Poraz pierwszy widział barona Pontmercy, a jednak ten baron Pontmercy poznał go, mimo przebrania, i wskroś przeniknął. Baron ten nietylko znał