twoja matka, twoja matka, która cię uwielbia!... Biedne kobiecisko wyczekiwało cię od rana do nocy. Ze dwadzieścia razy już była w redakcyi, dopytując się o ciebie. Pragnie cię uściskać, płacze, umiera z niepokoju...
— No, ale nie mówisz mi — odpowiada Blanqui — czy ogłosisz o moim klubie?
Podczas posiedzenia Lamartine usiadł koło mnie, na miejscu, zajmowanem zwykle przez pana Arbey.
Rozmawiając, rzucał od czasu do czasu docink mówcom.
Przemawiał Thiers.
— Dudek! — mruknął Lamartine.
Potem przyszedł Cavaignac.
— Co pan myślisz o nim? — pyta Lamartine. — Co do mnie, to ja myślę tak: jest on szczęśliwy, jest dzielny, jest szczery, jest gaduła — ale przedewszystkiem jest głupi.
Po Cavaignac’u nastąpił Arago. Zgromadzenie było burzliwe:
— Co do tego, ma on za małe ręce do roboty, której się podejmuje. Rzuca się chętnie w zaburzenia, a potem nie wie, jak z nich wybrnąć. Burza go pociąga i zabija.
Po chwili wszedł na trybunę Jules Favre.
— Nie rozumiem — mówił Lamartine — zkąd oni