— Republiki bez apelacyi? — rzekł Lamartine, kryjąc zarzut w tem tłómaczeniu słów Rollin’a.
— My jesteśmy tymczasowi, my — odparł ten ostatni — ale Republika nie!
P. Crémieux wziął pióro z rąk Lamariine’a, wykreślił słowo tymczasowy w trzecim wierszu i napisał obok: obecny.
— Rząd obecny? Niechże będzie — rzekł Ledru-Rollin, lekko wzruszając ramionami.
Pieczęć miejska leżała na stole. Od 1830 okręt pływający, pod niebem zasianem liliami, z dewizą: Praclucent clarius astris, zniknął z pieczęci miasta. Był to już tylko prosty krążek, woybrażający wielkie zero i kryjący wewnątrz te tylko słowa: Miasto Paryż. Crémieux wziął pieczęć i wycisnął ją u dołu kartki, tak pospiesznie, że wyszła odwrotnie.
Ale nie podpisali tego brulionu. Odkryto ich; rozkiełznany tłum walił we drzwi gabinetu, do którego się skryli. Lud wolał ich, domagał się ich, w sali posiedzeń Rady Miejskiej.
Powitano ich tam okrzykiem:
— Republika! Niech żyje Republika!
Lamartine, zagłuszony najprzód temi okrzykami, zdołał wszakże potężnym swoim głosem uspokoić gorączkę wyczekujących.
Dzięki temu członkowie rządu tymczasowego mogli powrócić na naradę.
Gorętsi chcieli, żeby napisano tak:
„Rząd tymczasowy ogłasza Republikę”.
Umiarkowani zaś proponowali:
„Rząd tymczasowy pragnie Republiki...”
Strona:Wiktor Hugo - Rzeczy widziane 1848-1849.djvu/54
Ta strona została przepisana.