Guizot’a do niezajętej izby piątego piętra i tam go ukryto.
Pan Guizot spędził cały dzień w tem ukryciu, ale nie mógł w niem pozostać. Jeden z przyjaciół przypomniał sobie księgarza, wielkiego admiratora Guizot’a, który nieraz zwykł był mawiać, że oddałby życie za „wielkiego człowieka,“ jak go nazywał i że czeka tylko na sposobność. (Nie powiedziano mi nazwiska tego księgarza). Poszedł ktoś poszukać go. Przypomniano mu jego słowa, dodając, że chwila nadeszła.
Dzielny księgarz nie zawiódł oczekiwań. Ofiarował dom swój i ukrywał Guizot’a przez całe dziesięć dni.
Dziesiątego dnia zakupiono osiem miejsc w wagonie kolei północnej. Guizot pojechał na kolej o zmierzchu i w towarzystwie siedmiu osób, które zdecydowały się towarzyszyć mu, dostał się najprzód do Lille, potem do Ostendy, a ztam tąd popłynął do Anglii.
Ucieczka Duchâtela była bardziej skomplikowaną.
Znalazł on sposób zdobycia paszportu agenta Republiki, wysłanego w misyi. Przebrał się, ufarbował brwi, włożył niebieskie okulary i wyjechał z Paryża pocztą.
Dwa razy zatrzymywały go gwardye republikańskie miast, przez które przejeżdżał. Zdobył się na czelność i zagroził ciężką odpowiedzialnością w obec Republiki, opóźniającym go w spełnieniu posłannictwa. Słowo Republika wywarło swój skutek — puszczono go. Republika ocaliła Duchâtel’a.
Strona:Wiktor Hugo - Rzeczy widziane 1848-1849.djvu/69
Ta strona została przepisana.