od spotkania się dwóch cesarzów, teraz wszystko zależy od spotkania się dwóch poetów.
Odpowiedziałem królowi Hieronimowi:
— Powiedz pan Cremieux’mu, że to on jest poetą.
W listopadzie 1848, król Westfalski zajmował pierwsze piętro nad antresolą, przy ulicy Algierskiej Nr. 3. Miał on tam mieszkanko, przyozdobione meblami mahoniowemi, z utrechtowem pokryciem.
Salon jego, obity szarym papierem, oświetlony dwiema lampami, zdobił wielki, ciężki zegar w guście cesarstwa i dwa obrazy wątpliwej autentyczności, chociaż na ramie jednego z nich widniał napis: Titien a drugiego: Rembrandt. Na kominku stał bronzowy biust Napoleona, ów biust konwencyonalny, przekazany nam przez cesarstwo.
Jedyne pamiątki królewskiej przeszłości gospodarza domu, stanowiły jego srebra i naczynia kuchenne, zdobne w korony królewskie, bogato wyrzynane i złocone.
W owej epoce Hieronim nie miał więcej jak lat sześćdziesiąt cztery, i nawet na tyle nie wyglądał. Miał oko żywe, uśmiech przyjazny i ujmujący, rękę małą i jeszcze piękną. Nosił się zwykle czarno, z łańcuszkiem złotym przy butonierce, na którym wisiały trzy krzyże Legii honorowej, Korony żelaznej i jego własny order Westfalski, utworzony na podobieństwo Korony żelaznej.
Hieronim mówił dobrze, zawsze z wdziękiem, często dowcipnie. Pełno miał wspomnień i mawiał