Gdy się zbliżyły na odległość strzału, ogień rotowy buchnął z barykady, pokrywając bruk gwardzistami.
Wówczas gwardya, podjudzona raczej niż nastraszona, rzuca się pełnym biegiem na barykadę.
W tej chwili, na szczycie barykady ukazuje się postać kobiety, młodej, pięknej, rozczochranej, strasznej. Była to dziewczyna publiczna. Podnosi suknię aż do pasa, wrzeszcząc ku gwardzistom:
— Podli! strzelajcie, jeśli się ośmielicie, w brzuch kobiety!
Walka zaczęła być straszną. Gwardya me zawahała się. Salwa rotowa zwaliła nędznicę. Padła, wydając przerażający krzyk.
Nastała chwila ogłuszenia, zarówno na barykadzie, jak i wśród napastujących.
Naraz ukazuje się druga kobieta. Ta była i młodszą jeszcze i piękniejszą; prawie dziecko, conajwyżej lat siedemnastu. Co za straszna nędza! I ta była dziewczyną publiczną! Postąpiła jak jej poprzedniczka, wołając:
— Strzelajcie, rozbójnicy!
Strzelono. Padła podziurawiona kulami, na trupa pierwszej.
Tak się zaczęła ta wojna.
Trudno o coś smutniejszego i bardziej mrożącego serca. Jest coś ohydnego w tym heroizmie obrzydliwości, w którym wybuchała cała siła, jaką tylko słabość rozporządzać mogła; w tej cywilizacyi, napastowanej przez cynizm, a bronionej przez barbarzyństwo. Z jednej strony rozpacz ludu, z drugiej rozpacz społeczeństwa.
Strona:Wiktor Hugo - Rzeczy widziane 1848-1849.djvu/80
Ta strona została przepisana.