Strona:Wiktor Hugo - Rzeczy widziane 1848-1849.djvu/86

Ta strona została przepisana.

powiem: nie sądźcie mnie zbyt skwapliwie; nie jestem ministrem wojny...
Na dzień przedtem, gdy zaburzenia wzmagały się, Cavaignac, po wydaniu kilku rozkazów, powiedział do Lamartine’a:
— Będzie tego dosyć na dziś.
Była wówczas piąta.
— Jakto! — zawołał Lamartine.
— Wszakże mamy jeszcze cztery godziny dnia — ruchawka z nich skorzysta, a my je stracimy!
Ale nie mógł nic więcej wydobyć z Cavaignac’a nad to, że:
— Dosyć będzie na dziś.




24-go, około godziny trzeciej, w najbardziej krytycznej chwili, przedstawiciel ludu, przepasany wstęgą, przybywa do merostwa II-go okręgu przy ulicy Chauchat, za Operą. Poznaję go. Był to Lagrange.
Gwardziści narodowi otaczają go. W jednej chwili gromada przybiera nastrój groźny:
— To Lagrange. Ten, który strzelał z pistoletu! Czego pan tu chcesz? Jesteś podlec! Ruśzaj za barykady, tam twoje miejsce — tam są twoi — a nie z nami. Ogłaszają cię swoim naczelnikiem; idźże do nich! Oni przynajmniej są dzielni! Oddają krew za wasze szaleństwa, a wy, wy się boicie! Wstrętny wasz obowiązek, ale spełniajcie go przynajmniej. Dalejże! Precz ztąd!
Lagrange próbował mówić. Wygwizdano go i zakrzyczano.