Pani de Chateaubriand odznaczała się dobrocią urzędową, nieprzeszkadzającą złości prywatnej.
Założyła ona przytułek pod nazwą Maryi Teresy; nawiedzała biednych, nadzorowała ochronki, przewodniczyła w komitetach dobroczynnych, pielęgnowała chorych, dawała jałmużnę i modliła się, a jednocześnie znęcała się nad mężem, maltretowała rodziców, przyjaciół, służbę, była szorstką, niewyrozumiałą, przesadną, złośliwą i plotkarką. Dobry Bóg zważy to wszystko, tam wysoko.
Była brzydka, ospowata, miała zbyt wielkie usta, a oczki małe, wygląd wątły i pozowała na wielką damę, będąc raczej tylko żoną wielkiego człowieka, a nie wielkiego pana. Z pochodzenia, była poprostu córką dostawcy z Saint-Malo. P. de Chateaubriand lękał się jej, nienawidził jej, a starał się jej dogodzić.
Korzystała z tego, by módz być nieznośną dla drugich. Nie widziałem osoby równie szorstkiej w zbliżeniu i równie odstręczającej w stosunkach.
Młodzieńcem jeszcze będąc, zachodziłem do Chateaubrianda. Przyjmowała mnie bardzo źle, albo raczej wcale mnie nie przyjmowała. Wchodząc, kłaniałem się, a pani Ch. udawała, że mnie nie widzi. Wściekało mnie to tak, że gdym miał zamiar iść do Ch., namyślałem się tygodniami. Pani Chat. niecierpiała wszystkich przychodzących do jej męża innemi drzwiami niż te, które ona otwierała. Nie ona mnie przedstawiła mężowi i ztąd nienawiść. Byłem jej wstrętnym i wcale się z tem nie kryła.
Jeden jedyny raz w mojem i w jej życiu p. Ch. przyjęła mnie dobrze.
Strona:Wiktor Hugo - Rzeczy widziane 1848-1849.djvu/92
Ta strona została przepisana.