Strona:Wiland - Libussa.djvu/11

Ta strona została skorygowana.
— 7 —

szył się zasnąć pod dębem. Droga wiodła go mimo strumyka, w czystéy którego wodzie odbiiał się swiatły xiężyc. Z iednéy strony brzegu, uyrzał postać niewieścią, która, iak mu się zdawało, przechadzała się nad brzegiem strumyka. Widok ten zdziwił młodego rycerza. Skąd, myślał sobie, ta dzieweczka przyszła o téy dobie. Lecz ten przypadek bardziéy go przyciągał do siebie, niż lękał. Podwoił kroki niespuszczaiąc z oczu powabnéy osoby, i przyszedł na to miéysce, gdzie się zabawiała pod dębem. Tu wydało się iemu, że widzi cień, nie zaś osobę naturalną; stanął zamyślony i zimny pot wystąpił na iego oblicze. Lecz wkrótce usłyszał głos cichy: „Przybliż się człowiecze, nie lękay się, gdyż nie iestem marą. Jestem Sylfią tego lasu, mieszkanką tego dębu, w cieniu którego często odpoczywałeś. Nasyłałam na ciebie przyiemne sny, przepowiadałam o zdarzeniach dnia następnego, i, gdy konie tobie pod straż oddane, uciekały; wskazywałam miéysce, gdzie możesz ie znaleśdź. Wywdzięcz mi się za to posługą taką, iakiéy od ciebie żądać będę; strzeż to drzewo, które tak często ukrywało cię od deszczu i upałów słonecznych, i nie dopuszczay aby twoi bracia mogli mi ie zrąbać.“